Komentarze (0)
Od soboty razem z mężem śledziliśmy informacje o parze himalaistów. Śledziliśmy je głównie w internecie, więc przy okazji widzimy też różne komentarze internautów i publiczne dyskusje.
Rozumiem tych, którzy piszą że nie rozumieją trudnej, kosztownej i niebezpiecznej pasji. Sama, mimo że uwielbiam piękne widoki i nasze polskie góry, nie wyobrażam sobie siebie gdzieś 8000 metrów nad ziemią. Jednak wiem, że jest to pasja, którą należy szanować nawet, jeśli się jej nie rozumie. To jest miłość, zaangażowanie i oddanie czemuś kawałka siebie. Człowiek, który angażuje się w coś do tego stopnia to człowiek, który wierzy, że znalazł właśnie tam swoje miejsce na ziemi. To ktoś, kto wierzy w sens tego, co robi. Osobiście uważam, że pisanie o takim człowieku negatywnych komentarzy w chwili, gdy jest on na granicy życia i śmierci jest co najmniej nie na miejscu. To nie czas na to. Bardzo, bardzo nie czas.
Gdy stawką jest ludzkie życie, nie powinno się przeliczać go na pieniądze i koszt akcji ratunkowej. Nie da się przecież wycenić czegoś, co jest bezcenne. Życie tych himalaistów jest bezcenne dla ich rodzin, przyjaciół, znajomych, ale też dla nas wszystkich, bo każdy człowiek jest wartościowy i wnosi coś do świata. Gdy człowiek stoi na krawędzi, przestaje się liczyć cokolwiek. Trzeba po prostu go ratować. Trzeba ratować chore dziecko, które urodziło się z ciężką postacią wady serca i musi w pierwszych dniach życia trafić na stół operacyjny. Trzeba ratować człowieka, który trafił na szpitalną izbę przyjęć z rozległym zawałem serca i chce żyć za wszelką cenę, bo za kilka dni urodzi się jego pierwszy wnuk. Trzeba ratować panią opisaną w szpitalnej kartotece jako NN, która od lat żyła na ulicy i leży skrajnie wychłodzona pod aparaturą wspomagającą pracę jej serca. Trzeba ratować Tomka i Elizabeth, którzy utknęli gdzieś w Himalajach. Trzeba ratować, bo to są ludzie. Jeśli pojawili się na tym świecie, oznacza to że mają tu jakieś zadanie do wykonania i ich życie jest najwyższą wartością.
Jestem pełna podziwu dla uczestników polskiej wyprawy na K2, którzy nie wahali się zmienić własnych planów, by ratować kolegę i koleżankę. Chce mi się płakać, gdy pomyślę o Tomku i o jego rodzinie. Próbuję sobie wyobrazić, co czują gdy powoli dociera do nich, że syn, mąż i tata już nigdy nie wróci z gór. Myślę też o Elizabeth, która pewnie nie będzie już tą samą osobą. Sama wiem po sobie, jak spojrzenie w oczy prawdzie o śmierci potrafi zmienić człowieka i jego sposób postrzegania świata. Wiem, że ta kobieta nigdy nie zapomni tych wydarzeń. Razem z mężem dużo o niej myślimy i modlimy się za nią.
Wypowiadam się jako człowiek mający swoich bliskich, osoba mocno wierząca w Boga i ktoś ściśle związany z służbą zdrowia i walką o życie. Życie Tomka i Elizabeth jest bezcenne tak, jak bezcenne jest życie każdego z nas. Chciałam napisać coś, co byłoby głosem rozsądku wśród dość emocjonalnych komentarzy, szybkich osądów i ostrych dyskusji w gronie różnych znajomych. Tak naprawdę chyba zabrałam głos za najwyższą wartością, czyli za życiem człowieka. Mój głos pewnie zginie i pewnie nikt go nie usłyszy, ale jeśli wszyscy jednym głosem powtórzymy to samo, będzie to brzmiało tak głośno i mocno, jak powinno.
Życie człowieka jest bezcenne!